sobota, 4 stycznia 2014

The film you are about to see today is an homage to the no reason – that most powerful element of style

Musiałam na chwilę oderwać się od szału reblogowania durnych gifów z nowego Sherlocka na Tumblrze, więc obejrzałam Morderczą Oponę (Rubber) po raz kolejny i tym razem mam sporo przemyśleń związanych z tym filmem. Ostatnio skupiłam się raczej na samym absurdzie, za to pominęłam kompletnie sensowną część.


Ostatnimi czasy jesteśmy zalewani filmami ze wszystkich stron. Jest ich tak dużo, że nie sądzę, bym zdążyła nawet przez kolejne czterdzieści lat obejrzeć przynajmniej połowę z tych, które mogłyby mnie interesować. Jestem zmuszona wybierać wśród milionów tytułów i nie zawsze wybieram dobrze. Chyba każdy tak ma, bo nie da się za każdym razem podjąć dobrej decyzji. Nawet ludzie zajmujący się oglądaniem filmów z większym zaangażowaniem od wielu lat mają na swoim koncie przynajmniej kilkadziesiąt kiepskich pozycji.

Kiedy wybierzemy bardzo szeroką ofertę któregoś z dostarczycieli telewizji cyfrowej, dociera do nas wiele propozycji. Nawet w tej chwili moglibyśmy usiąść przed odbiornikiem, włączyć przypadkowy kanał i obejrzeć to, co akurat znajdziemy. W takim przypadku znalezienie czegoś sensownego wręcz graniczy z cudem. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co robią nam filmy naprawdę kiepskie? A nad tym, co robią całej kinematografii? Na te pytania może odpowiedzieć Mordercza Opona, gdyż nie jest aż tak durna, jak mogłoby się wydawać. Pominę część o samej oponie, bo może ktoś nie oglądał i będzie chciał mieć niespodziankę, skupię się tylko na tych zewnętrznych elementach do interpretacji.


Film rozpoczyna się monologiem policjanta (Stephen Spinella), który opowiada o braku przyczyny różnych zdarzeń, zaczynając od fabuły bardzo znanych dzieł, kończąc na prawdziwym życiu. Najważniejszym elementem tego fragmentu jest właśnie motyw no reason powtórzony kilkanaście razy (ciekawe, że idealnie odpowiada na pytanie postawione w zwiastunie kolejnego filmu Quentina – Wrong – które brzmiało why?).

Razem z grupą ludzi trafiamy w odosobnione miejsce i dostajemy lornetki. Nagle okazuje się, że przyszliśmy obejrzeć film, że to miejsce na pustyni jest kinem. Kinem bardzo niewygodnym, o czym widzowie przekonują się już po paru minutach, kiedy stwierdzają, że oglądany film jest nużący, strasznie długi, a na dodatek jego bohaterem jest opona. Widzowie wymieniają się uwagami, przeszkadzając sobie nawzajem, co bardzo przypomina te odwieczne konflikty, które pewnie każdy z nas miał okazję zobaczyć na sali kinowej. Nudzą się, niektórzy uważają, że ten obraz jest głupi, jednak wciąż oglądają dalej.


Po jakimś czasie (około kilkunastu godzin, bo minęła noc), widzowie dostają jedzenie, po czym większość z nich umiera. Aktorzy z oglądanego przez nich filmu stwierdzają, że w końcu mogą przestać bawić się w te głupoty i chcą już iść do domu, kiedy nagle okazuje się, że jeden z widzów (Wings Hauser) nie dał się otruć. Twórcy filmu są niepocieszeni, bo muszą grać dalej, muszą nadal starać się dla tego jednego widza, któremu nie dało się wcisnąć byle czego. Akcja trwa nadal. Pan Księgowy (Jack Plotnick), który czuwa nad widzami, próbuje przekonać ostatniego z nich, by zjadł coś z zatrutych dań, jednak kończy się to tragicznie dla niego samego.

Aktorzy grają nadal, ale w końcu przerywa im ten ostatni widz, który wtrąca się w akcję, podchodząc do nich i stwierdzając, że scena nie ma sensu, że on by to zrobił inaczej. Oczywiście twórcy filmu są opryskliwi i po wytłumaczeniu sceny zatrzaskują mu drzwi przed nosem z wielkim oburzeniem, bo nie zrozumiał ich koncepcji.


Kino było sztuczne, bo twórcy chcieli wcisnąć widzom byle co. Chcieli zarobić na filmie i nie obchodziło ich to, co stanie się z ludźmi po obejrzeniu tego obrazu. Otruli widzów złym filmem i stwierdzili z zadziwieniem, że trzeba zwinąć się z planu, bo nie ma już dla kogo grać. I tak jest właśnie z tym dzisiejszym kinem. Dostajemy wiele różnych beznadziejnych produkcji, które tworzone są byle jak, jesteśmy truci tym całym brudem, ale to w końcu obróci się przeciwko producentom, bo kiedy wszyscy zostaną otruci, nie będzie już dla kogo tworzyć. Księgowy otruł sam siebie, bo tak bardzo starał się wcisnąć truciznę widzowi. Podobnie jest z kinematografią. Ostatnio zwyczajnie stacza się ku śmierci.

Wydaje mi się, że ten przekaz kierowany jest głównie w stronę twórców i odbiorców horrorów, w końcu nieprzypadkowo pojawiła się właśnie taka tematyka, przecież widzowie równie dobrze mogli oglądać coś zupełnie innego. I tutaj Quentin ma zdecydowanie rację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam w telewizji naprawdę dobry i sensowny horror. Zdecydowana większość z nich to właśnie taki odpadek wciskany nam przez producentów.


Po raz kolejny Quentin Dupieux pokazał, że jego filmy jednak mają jakiś sens, chociaż nie wiem, czy do wszystkich to dotarło. Wnioskując po większości komentarzy na Filmwebie i podobnych stronach – nie bardzo. Niestety obrazy tego twórcy są u nas trochę niezrozumiane, przynajmniej tak to w tej chwili odbieram. Właściwie jedyny jego film, który został oceniony trochę wyżej to Wrong, które dla mnie miało nawet trochę mniej sensu niż Rubber, chociaż oba dzieła naprawdę uwielbiam.

O grze aktorskiej nie będę się tu za bardzo wypowiadała, bo ciężko mi ocenić to akurat w tym przypadku. Filmcepcja absolutna, nie wiem jak oceniać grę rzeczywistych aktorów, bo grali aktorów. Ale mogę obiektywnie stwierdzić, że wszyscy dali radę – zrobili, co mieli zrobić i wyszło to naprawdę dobrze, nawet kiedy momentami wypadali trochę sztucznie, ale stosunkowo łatwo da się stwierdzić, że był to zabieg celowy, przynajmniej w większości momentów.


Zdjęcia są podobne, jak w Wrong, o którego kolorach rozpisałam się ostatnio chyba na cały akapit. Bardzo wyraziste i zazwyczaj jasne, co podkreśla, że nie jest to typowy horror. Podoba mi się sposób, w jaki kamera podążała za oponą podczas tego filmu w filmie. Ciekawie to wyszło. Dodatkowo już przy pierwszym oglądaniu urzekło mnie zdecydowanie to, że opona odwracała się, gdy ktoś do niej mówił, jakby miała twarz z jednej strony, to było takie kochane.

I co jeszcze mogę powiedzieć? Że nadal nie obejrzałam kolejnego filmu Quentina i bardzo żałuję (pokaz przedpremierowy mnie ominął, jak już wspominałam kiedyś, a nie chciałabym oglądać tego przez internet, więc czekam na pełną premierę Wrong Cops w Kinie NH). Za to przesłuchałam wszystkie jego płyty, więc recenzja muzyczna niedługo się pojawi. Nie wiem tylko, czy wybrać najlepszy, czy najgorszy album. Albo może napiszę o wszystkich na raz? Nie wiem jeszcze, coś wymyślę. Pominę chyba tylko EPkę Amicalement, bo wolałabym o tym napisać już przy filmie Wrong Cops.


Do następnego.

6 komentarzy:

  1. Mordercza opona? Serio XD ? Ludzie mają coraz głupsze pomysły.. Film nie jest dla mnie, ale Twoja recenzja jest świetna. Masz taki lekki styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest celowo głupi pomysł, więc chyba się nie liczy jako głupi :P

      I dziękuję bardzo za komplementy :)

      Usuń
  2. Na początku przeczytałam, że potrzeba Ci odpoczynku od reblogowania Sherlockowych gifów na tumblrze - ŁAAAA, WITAJ DOBRA DUSZO! <3 <3
    Jak się podobał 3 sezon? Bo ja umarłam. No i ten słodki Tom u góry :3
    Po drugie, miło zupełnym przypadkiem natrafić na analizę niszowego filmu, który się akurat kiedyś tam oglądało. A Twój wpis jest bardzo dobry. Podobnie zresztą jak film, tak jak większość powie, że pomysł głupi czy bezsensowny, tak ja mówię, że jest genialny, bo zapada w pamięć na wieki - widziałam go dawno temu - a o to właśnie chodzi przy tworzeniu filmu, prawda?
    Podoba mi się tutaj. Będę wpadać. :D

    [letters-to-sherlock.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również witaj :P Trzeci sezon był specyficzny i w sumie mogłabym wymieniać dużo rzeczy, które średnio mi się podobały, ale oglądało mi się świetnie, dopiero później przyszły mi takie bardziej negatywne refleksje. Ostatni odcinek niesamowity :D

      Usuń
    2. Mhm, no po dłuższym zastanowieniu to znalazłoby się kilka, a nawet kilkanaście rzeczy, które były co najmniej... dziwne. Ale pierwsze wrażenie. Wow.
      Chociaż może to dlatego, że tak długo się na to czekało >.<
      Czwarty sezon ma być bliżej, może już na święta, więc jest na co czekać :D

      Usuń
  3. Kiedy się dowiedziałem, że Mr. Oizo bierze się na poważnie za robienie filmów, bałem się, że będę patrzył na nie przez pryzmat płyt i uznam każdy z nich za wybitny. Potem był Wrong, był Rubber i oba są świetne, ale nie wybitne - może to i lepiej dla mojego spokoju ducha. :) Wrong Cops jeszcze przede mną, ale już mi się podoba w ciemno.

    Smacznego! : http://pudlozplytami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń