środa, 20 sierpnia 2014

The 100 Day Song Challenge – część druga

Zapoznaj się, proszę, z ideą tego wyzwania.

Dzień 6.: Nowa piosenka.
Tutaj wybrałam Wave. W lutym, kiedy zaczynałam to wyzwanie, pojawił się nowy album Becka. Wcześniej nie słuchałam tego artysty zbyt często, nawet nie na tyle, by kojarzyć jakieś tytuły poza Loser, które prawdopodobnie weszło już na stałe w historię muzyki i każdy, kto interesuje się tematem bardziej aktywnie, powinien znać ten utwór. Postanowiłam jednak przesłuchać nową płytę pt. Morning Phase i byłam wręcz zachwycona. Album, który od początku do końca tworzy jedną całość, a mimo wszystko przeplatają się tam nieśmiało różne brzmienia. Zupełnie inna od wszystkich wcześniejszych utworów Becka, które wcześniej słyszałam. Muzyka z prowadzącą gitarą wprowadza przepiękny nastrój, a wokal idealnie uzupełnia brzmienia w tle. Z trzynastu utworów wybrałam Wave i nadal (po siedmiu miesiącach) jestem zakochana w tej piosence, więc sądzę, że był to dobry wybór. Chyba nie ma osoby, której nie chciałabym polecić przesłuchania najnowszej płyty Becka.




Dzień 7.: Jedna z Twoich ulubionych piosenek.
Szczerze mówiąc – jeszcze jakiś czas temu New Politics było jednym z moich ulubionych zespołów, a mianowicie do wydania drugiego albumu. Tak jak Harlem promujące płytę A Bad Girl In Harlem napawało mnie wielkim optymizmem co do całości nagrania, tak potem poczułam się niesamowicie rozczarowana po przesłuchaniu wszystkie. Niewiele jest na tej płycie utworów, których lubiłabym słuchać. Jednak znalazłam na tym albumie jedną piosenkę, w której kompletnie się zakochałam. Jak na New Politics jest wyjątkowo agresywna i głośna, mocno wyróżnia się na tle, w mojej opinii, dosyć nudnej i monotonnej płyty. Tak jak nie polecam całości albumu tak warto usłyszeć Harlem i Die Together. Nie zaliczyłabym ich do przełomowych nagrań, ale brzmienie oceniam jako bardzo przyjemne, a Die Together na stałe trafiło na listę moich ulubionych utworów.




Dzień 8.: Piosenka, którą kiedyś lubiłaś, a teraz jej nie lubisz.
Tutaj trafiło na Dope Hat Marilyn Manson. Właściwie nie powiedziałabym, że nie lubię tej piosenki. Wciąż czasami jej słucham, ale moje uwielbienie dla tego utworu gdzieś zaginęło, kiedy usłyszałam inne wersje tej piosenki, bo tekst został użyty przez zespół w paru innych nagraniach i tam brzmiał o wiele bardziej emocjonalnie i po prostu na miejscu. W powolniejszej aranżacji, którą nazwali The Diary Of A Dope Fiend podoba mi się dużo bardziej i dlatego porzuciłam Dope Hat na rzecz pierwszej wersji (z albumu Smells Like Children)




Dzień 9.: Melodia przypominająca dzieciństwo.
Po raz kolejny wracam tutaj do muzyki, której słuchali moi rodzice, i po raz kolejny muszę stwierdzić, że ich gust muzyczny mnie nie zawiódł. Właściwie Kula Shaker to pierwsza muzyka jaką pamiętam z dzieciństwa, a Govinda najbardziej zapadła mi w pamięć. Słucham tego utworu już osiemnaście lat i wciąż mi się nie znudził. Nadal do niego wracam, bo do tej pory nie znalazłam nic, co było by tak perfekcyjnie inne od wszystkich znanych mi nagrań. Może to dzięki temu utworowi zawsze uwielbiałam inspiracje indyjską muzyką. Połączenie tego z mocnymi rockowymi gitarami to przecudowne rozwiązanie, które szybko wpada w ucho. Jest to moja ulubiona modlitwa na świecie.




Dzień 10.: Piosenka z jednego z Twoich ulubionych albumów (co to za album?).
Album, o którym pisałam już kiedyś na tym blogu, a mianowicie Becoming X. W tej chwili nie jestem już tak podekscytowana tą płytą, jak byłam wtedy, gdy postanowiłam sięgnąć po starsze nagrania Chrisa Cornera, ale mimo wszystko nadal należy do moich ulubionych. Szczególnie Tesko Suicide, które wybrałam do tego wyzwania.




KOLEJNA PIĄTKA Z LISTY → (na razie brak)