sobota, 22 marca 2014

Umarły!... o nie! tylko umarły dla świata!

Znów zdarzyła mi się długa przerwa, usprawiedliwić mogę się tylko tym, że powrót do szkoły kompletnie mnie dobił i dopiero w ten weekend znalazłam siłę, by coś napisać, chociaż w ostatnim czasie widziałam i słyszałam wiele rzeczy wartych opisania. Dziś po raz kolejny pojawi się recenzja teatralna, bo takiego spektaklu jak Dziady Michała Zadary nie można pominąć milczeniem.


Zacznę od tego, że to było drugie przedstawienie Dziadów, jakie miałam okazję oglądać. Pierwsze widziałam w grudniu 2012 roku we wrocławskim Imparcie, ale muszę powiedzieć, że wtedy nie interesowałam się tym tematem aż tak bardzo i nawet nie pamiętam szczegółów dotyczących reżyserii i innych technicznych spraw. Pamiętam za to, że było to dosyć wierne odwzorowanie dramatu Adama Mickiewicza (chociaż nie wiem, czy mogę to stwierdzić, bo wtedy byłam tylko po przeczytaniu drugiej części), ale nie obyło się na pewno bez skrótów, skoro nie trwało to zbyt długo.
Za to Dziady, których premiera odbyła się 15 lutego są zupełnie inne i te na pewno zapamiętam lepiej. Szczególnie, że teraz przyszłam przygotowana (omawianie wszystkich części Dziadów prawie pół roku coś po sobie zostawiło). Trzeba wspomnieć o tym, że w tym roku nie została wystawiona całość. Mieliśmy okazję zobaczyć część I, II, IV i utwór o tytule Upiór, który poprzedzał część II. Brakowało części III, najdłuższej, ale mimo to spektakl trwał pięć godzin! Chyba jeszcze nigdy nie spędziłam tak dużej ilości czasu w jednym miejscu, nie nudząc się wcale. Ta długość Dziadów wynika z braku skrótów, co jest naprawdę wyjątkową rzeczą przy tak dużym objętościowo dramacie. W 2015 roku pojawi się część III, a rok później będziemy mogli zobaczyć całość, która podobno ma trwać w sumie siedem godzin.
Czas trwania nie jest jednak najważniejszą rzeczą, jeśli chodzi o ten spektakl. Uwierzcie mi, to właściwie nie ma znaczenia, kiedy już się ogląda, zleci bardzo szybko. Dużo ważniejsza była dla mnie niezwykła interpretacja tego dramatu. Kiedy omawiamy Dziady w szkole, prawie dusimy się tym całym patosem i martyrologią, którą wskazuje się nam jako piękny ideał. Większość nauczycieli interpretuje każde słowo z tej lektury niezwykle poważnie i ciężko trafić na takiego, który pokaże nam też odrobinę humoru zawartego w tych historiach. Wydaje mi się, że to stąd bierze się powszechna niechęć młodzieży do Dziadów i też ogólnie do Mickiewicza. Dziady Michała Zadary dodają właśnie tego humoru, którego tak bardzo nam potrzeba. Zniknęła też większość patosu i polityczny wydźwięk dramatu (chociaż to drugie związane jest głównie z III częścią, którą zobaczymy dopiero za rok, wtedy przekonamy się, jak rozwiązano całość).
Treść została ta sama, jednak scenografię znacznie uwspółcześniono – nie brakuje takich elementów jak samochód wyjeżdżający z końca sceny, magnetofon, kamera, piwo w szklanych butelkach z etykietką i las wypełniony plastikowymi workami na śmieci. Większość takich elementów bardzo bawiła publiczność, szczególnie przy I i II części. Pod tym względem na najwięcej uwagi zasługuje część II, której wykonanie wszystkich zaskoczyło. Jeśli oglądaliście kiedyś horror [rec], powinniście łatwo wyobrazić sobie jaki obraz wyświetlał się na ekranach po bokach sceny, na której panowała zupełna ciemność. Przez większość czasu to, co działo się na scenie, ukazywała nam tylko Anna Ilczuk trzymająca kamerę. Pojawienie się pierwszych duchów, Józia i Rózi, zostało przedstawione naprawdę przekomiczne, za to przy Widmie Złego Pana znalazł się też czas na powagę. Dla mnie najlepszym elementem była jednak Zosia, która rzeczywiście latała zawieszona pomiędzy sufitem a podłogą. Sylwia Boroń zrobiła naprawdę cudowną rzecz z tą bohaterką, jej charakteryzacja również okazała się bardzo trafiona, chociaż zaskakująca.
Część IV trwała najdłużej, czemu ciężko się dziwić. W roli Gustawa mogliśmy zobaczyć Bartosza Porczyka, który według mnie zwyczajnie skradł cały ten spektakl, o czym świadczyły też najgłośniejsze oklaski właśnie dla niego. Mimo że techniczne rozwiązanie części II podobało mi się najbardziej, tak interpretacja IV powala na kolana (chociaż chatka Księdza też robi wrażenie). Okropny patos, z jakim mówił Gustaw, został tutaj od początku do końca wyśmiany. Oczywiście nie każdemu się to podobało, ale nie dogodzi się każdemu, prawda? Ja należę do wielkich fanek Gustawa ze schizofrenią i zerowym talentem rysownika. Za serce chwyciła mnie scena z gałązką jedliny, która komiczna była już na stronach dramatu, a tutaj komizm ten został tylko podkreślony.
Zdecydowanie nie zgadam się z wnioskiem autorki tego artykułuDziady Michała Zadary nie są dla tych, którzy nie czytali dramatu Mickiewicza. Są dla tych, którzy przeczytali i nie zobaczyli w tekście tylko tego, czego oczekuje się w szkole, czyli wszechobecnej martyrologii. Oczywiście, że wiele scen przedstawionych zostało w zabawny sposób, dlaczego więc nie przyjść, by się pośmiać? Nie sądzę jednak, że młodzież niezainteresowana tematem naprawdę przybędzie tłumnie do Teatru Polskiego, by obejrzeć spektakl na podstawie nudnej lektury, bo szkoły raczej nie organizują obowiązkowych wyjść odbywających się wieczorem (długo po lekcjach) i to trwających pięć godzin. Przyjdą ci, którzy są naprawdę zainteresowani, a oni wiedzą już ze szkoły, że Dziady to patriotyzm i mistycyzm. Inna interpretacja naprawdę im nie zaszkodzi.
Na koniec powiem jeszcze raz, że ten spektakl na pewno zapadnie mi w pamięć na długo. Też ze względu na świetną scenografię (warto wspomnieć o drzewach zjeżdżających z góry na scenę i realistycznie wyglądającym lesie, bo to było naprawdę COŚ!) i niesamowitą grę aktorską (głównie Bartosza Porczyka, Mariusza Kiljana i Sylwii Boroń, bo to na nich zwróciłam największą uwagę). Cieszę się, że mogłam to zobaczyć i naprawdę polecam, jeśli komuś udałoby się upolować jeszcze jakieś bilety, bo widziałam kilka wolnych miejsc na stronie Teatru Polskiego. A jeśli nie uda się teraz, to zachęcam do zobaczenia III części w przyszłym roku lub całości w 2016. Jeszcze raz mówię – warto!

Zapraszam jeszcze do przeglądnięcia tej strony o Dziadach, bardzo ciekawe rzeczy.

Już nie na temat. Można spodziewać się jeszcze paru notek w najbliższym czasie, bo Placebo skończyło publikację wszystkich teledysków do płyty LLL, więc przydałoby się coś na ten temat napisać, pewnie niedługo to zrobię. I dodatkowo wybieram się jeszcze chyba w kwietniu na Mistrza i Małgorzatę do Teatru Capitol, chciałabym, żeby się udało. Jeśli się uda, to spodziewajcie się kolejnej recenzji teatralnej. Do następnego.

(Zdjęć nie ma, bo bardzo trudno znaleźć takie, które dałoby się tu wstawić, a nie będę się bawić w jakieś screeny.)